poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział 16 - ''El, Słoneczko nie zrób nic sobie...''

*PERSPEKTYWA ‘’KTOSIA’’*
          Nie! Nie mogę! Lepiej, żeby moje uczucia nie okazały się prawdą. Inaczej wszystko legnie w gruzach. Wtedy On ich zabije. Wtedy zabije Ją. Nie mogę na to pozwolić. Zranię ją. Wiem, o tym. Jestem tego świadomy, ale to będzie ‘’mniejsze zło’’. Ona da radę, jest silna… Po prostu ostatnio przeżywa chwilowe załamanie… Matko! Kogo ja okłamuję?! To nie jest chwilowe załamanie. Ja ją kocham, czy tego chcę, czy nie. Nie ma czegoś takiego jak mniejsze zło. Zeusie, dlaczego ja byłem taki głupi i się na to zgodziłem?! Miałem się nie przywiązywać! Miałem bez wyrzutów sumienia na nich donosić! To wszystko miało być takie proste! Ale czy życie kiedykolwiek jest proste…?
*PERSPEKTYWA ELSY*
          Drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł Jace. Poczułam nagły przypływ strachu. Niby wiedziałam, że on mi nic nie zrobi, ale w tamtym momencie nie docierało to do mojego umysłu. Bałam się towarzystwa jakiegokolwiek mężczyzny. Kiedy tylko któregoś zobaczyłam, przypominały mi się Jego zimne, szorstkie ręce. Przypominał mi się Jego gardłowy głos. Upiorny śmiech. Okropny dotyk. Jego ciemne, mroczne oczy. Ból. Wszystko to czego się bałam. Poczułam się nijaka, okropna, brzydka i głupia. W końcu na nic zasłużyłam. Nie byłam godna niczego więcej. Byłam nikim. A przynajmniej tak myślałam. Czułam, jak każda część mojego ciała krzyczała. Znów się dałam. Jego już nie ma, a ja dalej pozwalam się mu nade mną znęcać. Jestem słaba, zbyt słaba. Jestem mała, w porównaniu do innych, zbyt mała. Jestem porcelanową lalką, która pęka przez wyrządzone jej zło.
          Ja musiałam to zrobić. Pod wpływem impulsu ruszyłam szybko do łazienki, nie zważając na zdziwione miny innych osób przebywających w moim pokoju. Roztargniona wzięłam ostry, zimny, metalowy przedmiot i chwyciłam go tak mocno, że wbijał mi się w rękę, ale nie zwracałam na to uwagi. Ściągnęłam kiedyś miękką i czystą, teraz już brudną i sztywną pidżamę, i odkręciłam srebrne kurki od kranu białej wanny. Puściłam najcieplejszą wodę jaką mogłam. Był to wrzątek. Ale to na niego zasługiwałam. To właśnie na to zasłużyłam. Zasłużyłam na cierpienie. W między czasie zamknęłam na zamek drzwi. Drzwi przez, które mógł wedrzeć się intruz. A ja w tamtym momencie chciałam odizolować się od wszystkich i wszystkiego. Myślałam, że towarzystwo innych będzie mi tylko przeszkadzać.
          Weszłam do wanny, nie zważając na to, że wrzątek znajdujący się w niej rani moją skórę. Rozprostowałam nogi, by odsłonić brzuch. Otwarłam dłoń, która była sina. Złapałam pomiędzy palce ciepły już metal i zrobiłam małe, delikatne nacięcie, tak na początek. Delikatnie zapiekło i troszkę zabarwiło wodę na bordowo. Potem rany robiły się coraz większe. Ból się wzmacniał, ale ja nie czułam się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Wydawało mi się, że robię dobrze, że zasługuję na taką karę.
          Patrzyłam zafascynowana na całkiem już zabawioną wodę. ‘’Skończ to…’’ Odezwał się głos w mojej głowie. ‘’Nikt Cię tu nie chce…’’ Wierzyłam w to co mówił. Ja tego chciałam. Chciałam zakończyć moją historię. ‘’Nie zasłużyłaś na nic więcej’’ Zrobiłam to. Nacięłam żyłę tętniczą mojej prawej ręki. Pierwsza rana na tej ręce i ostatnia… Później zanurzyłam głowę pod wodę, a już po chwili zobaczyłam czarne, migoczące plamy przed oczami. Ostatnim do usłyszałam było dobijanie się do drzwi i krzyki moich przyjaciół.
*PERSPEKTYWA CLARY*
          Do pokoju El wszedł mój, złotowłosy chłopak. Widziałam, że moja przyjaciółka spięła się. Dobrze wiedziałam dlaczego. Bała się. Rozumiałam ją, a przynajmniej próbowałam. Od zawsze byłam blisko z Elsą. Obie miałyśmy nie najlepszą przeszłość. Myślałyśmy prawie tak samo. Ona pomogła mi, a ja teraz nie potrafiłam się jej odwdzięczyć… Najgorsze co może być bezradność.
          El zerwała się z podłogi i pobiegła do łazienki. Wiedziałam, co będzie tam robić i musiałam jej w tym przeszkodzić. Podenerwowana podeszłam do drzwi i próbowałam je otworzyć moimi roztrzęsionymi dłońmi.
-Jace, idź po Willa i Allie. Szybko! –krzyknęłam, a chłopak wybiegł z pokoju- El, Słoneczko nie zrób nic sobie. Nie przeżyłabym tego. Nikt z nas nie dałby rady- powiedziałam z udawanym wyrzutem i nieukrywanym smutkiem. Upadłam pod kawałem drewna, który oddzielał mnie od mojej przyjaciółki.
          Nagle do pokoju wbiegł zdenerwowany Will. Pomimo tego, że nadal nie do końca mu ufałam, czułam, że zależy mu na mojej przyjaciółce.
-Co się dzieje? –zapytał drżącym głosem. Cały się trząsł.
-Pomóż… -wyszeptałam. Wspomnienia wróciły.
*PERSPEKTYWA WILLA*
          Siedziałem właśnie w miękkim, grantowym fotelu w moim również niebieskim pokoju, czytając książkę, którą dała mi moja Śnieżynka kilka dni temu rano po kolejnej nocy z koszmarami i rozmyślając. Nagle do mojego pokoju wpadł Jace.
-Szybko, biegnij do Elsy! Ona zamknęła się w łazience! –wykrzyczał i jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, wiedziałem, że to poważna sprawa. Nadal byłem na siebie wściekły, że dopiero dzisiaj zauważyłem, że się cięła i że jej nie potrafiłem pomóc. Teraz byłem pewien tylko jednego – jeśli wyjdziemy z tego wszystkiego cało, a ona będzie chciała mnie znać, zrobię wszystko, żeby tylko była szczęśliwa.
          Wybiegłem z pomieszczenia, w którym przebywałem i najszybciej jak potrafiłem ruszyłem w stronę pokoju El. Gdy już tam dotarłem, otworzyłem drzwi z hukiem i wszedłem do środka. Tam ujrzałem Clary opartą o kawał drewna oddzielający pokój od łazienki.
-Co się dzieje? –zapytałem cały zestresowany. Przyjrzała mi się uważnie (wiedziałem, że nie do końca mi ufała) i wyszeptała:
-Pomóż… -wyszeptała, a ja nie zdążyłem odpowiedzieć.
          Chwilę po mnie do pomieszczenia razem ze złotowłosym wpadła Allie. Jace wziął na ręce mulatkę, położył ją na wielkim łóżku białowłosej i zaczął delikatnie uspokajać. Fioletowowłosa natomiast zaczęła dobijać się do drzwi tak mocno, że miałem wrażenie, że zaraz je wyłamie. Odsunąłem ją od nich i wyważyłem je. Nie zważając na nic podbiegłem do wanny. Leżała w niej nieprzytomna i strasznie blada Elsa.
           Czułem, jak zaczynają mnie opuszczać wszystkie siły i chęci do życia. Poczułem pustkę. Nie wyobrażalną pustkę. Wiedziałem, że nie mogę się teraz poddać. Wyciągnąłem Ellie z wanny. Była zimniejsza niż zwykle, ale ja wciąż miałem nadzieję. Nagle zakaszlała, a we mnie wstąpiły nowe siły. Nakryłem szybko Elsę kocem koloru miętowego i wyszedłem z nią na rękach. Ruszyłem w stronę gabinetu jej matki.
-Proszę, nie zostawiaj mnie. Kocham Cię. Nie dam rady bez Ciebie. Jesteś moją częścią. Nie każ mi żyć bez połowy mojego serca –wyszeptałem i delikatnie ją pocałowałem.
          Szkoda, że takie rzeczy docierają do ludzi dopiero, gdy mogą stracić lub tracą to co jest dla nich ważne, to na czym im zależy.
***
Hejo! Po dość długiej przerwie powracam z rozdziałem.
Ma on ponad 1000 słów i myślę, że teraz właśnie takie będą się pojawiały.
Już niedługo zaczną misję, a tu nie wiadomo, czy Elsa przeżyje.
Dzisiaj troszkę tych perspektyw było, ale mam nadzieję, że wam się podobało i dość dobrze opisałam uczucia, bo się nad tym napracowałam XD
Jak myślicie, kto jest tym ''Ktosiem''?
Zabrałam się również za poprawianie poprzednich rozdziałów i jak na razie skończyłam pierwszy ;)
No, to tego... Ja idę na obiadek XD
Mam nadzieję, że się podobało.
Proszę, komentujcie :)
Papa :*
Wasz Anuś <3